Obłoki, straszne moje obłoki, jak bije serce, jaki żal i smutek ziemi (i mój), chmury, obłoki białe i milczące (zachodem słońca prześwietlone), patrzę na was o zmierzchu oczami łez pełnemi (i sercem z krwi odsączonym) i wiem, że we mnie pycha, pożądanie i okrucieństwo, i ziarno pogardy dla snu martwego splatają posłanie, a kłamstwa mego najpiękniejsze farby zakryły prawdy. Wtedy spuszczam oczy (oddech wstrzymuję) i czuję wicher, co przeze mnie wieje, palący, suchy (nierealny z beznadziei). O, jakże wy straszne jesteście, stróże świata, obłoki! Niech zasnę, niech jedyna ogarnie mnie noc.