Antoś

 21.06.2022


Ile to już lat minęło od jego śmierci? 

Są takie daty. Daty - stygmaty. Kiedy wyskakują w kalendarzu, gdzieś coś, malutkie poruszenie w pajęczej sieci emocji, jakby unoszonej oddechem; albo nie, lepiej: powietrze drży łaskotane skrzydłem, pajęczyna zadrżała. Płyty tektoniczne poszły w ruch. Jakieś wspomnienie? Nie, to nie wspomnienie. To drgnienie pamięci. Czy boli? Nie, może bardziej uwiera. Jak metka w koszulce, która swędzi w kark. Jak niewypowiedziane słowo, które dziczeje w ustach i wraca, odmienione, do mózgu skąd przyszło. Jak dziewczynki z "Pikniku pod Wiszącą Skałą".

Teraz nawet nie jest pewna, czy to ta data, czy to dzień jego śmierci.

Co po sobie zostawił?

Wściekle niebieskie oczy topniejące w kurzych łapkach uśmiechu. Uśmiechające się kurzymi łapkami.

Dłonie rzemieślnika. Prążkowane paznokcie.

Zielony sweter zapinany na guziczki.

Policzki srebrzące się zarostem, który drapał przy pocałunkach i przytulankach.

Uśmiech półgębkiem i przewrotne poczucie humoru.

Dziedziczne umiłowanie Dionizji.

Dobre, ciepłe słowa dla każdego początkującego artysty w rodzinie.

Ciasteczka w foliowych woreczkach kupowane na wagę, chowane w szufladach wśród ubrań. 

Krzaczaste brwi, nastroszone, niezdyscyplinowane. Wąskie wargi, haczykowaty nos.

Był pranksterem pierwszej wody, nad czym ubolewała jego żona, która miała inne poczucie humoru.

I piękne, proste imię, które ona nada kiedyś swojemu kotu lub synowi, o pierwszym wciąż marząc, o drugim nawet nie myśląc.

Ale czy na pewno?

Inni myślą. Inne, bliskie jej kobiety. Inne już wiedzą. Ale inne mają z kim dzielić te myśli, pół na pół. 

A ona chciałaby zamieszkać w obrazie. 

Antoś najbardziej lubił jej rysunki pastelami olejnymi; szczególnie te, przedstawiąjące perły. Widział w nich odblask swoich własnych ambicji i marzeń. Antoś byłby świetnym marszandem, koneserem sztuki. Płakał, kiedy jego środkowa córka spaliła swoje wiersze.

A ona nawet nie potrafi wyjaśnić, ba - nazwać tego, czym w istocie zajmował się na co dzień w pracy. Oprócz popularnego wówczas picia wódki z kolegami i jeżdżenia na grzybobrania, podczas których też pił wódkę z kolegami. A grzyby wkładał tak, jak je znalazł - z ziemią, ze śladami leśnej ściółki - do skórzanej walizki, w której trzymał na co dzień jakieś papiery i inne niezbędniki człowieka pracy. Potem żona rozklejała tę niejednorodną bryłę grzybów, znowu jakby grzybnię; z prochu powstałeś, w proch się obrócisz, amen.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pociąg

Jak działa pamięć