Śmierć Królowej

'Dzisiaj śnili mi się wszyscy zmarli', mówi Babcia.

Myślę: w tym śnie wszyscy żyli. Rozmawiali, śmiali się, kłócili. Rajmond, mąż Krysi, wybierał się w tułaczkę po Stanach. Niegdysiejsza ziemia obiecana dla tak wielu pokoleń. Dla Babci symbol udręki, nieskończonej tęsknoty, strachu i samotności. Wielkiej krzywdy jej córki. Ameryka = wyrzuty sumienia.

We śnie Babcia chciała, żeby Rajmond ją zaprosił do Stanów, też chciała lecieć. Chciała stąd uciec, myślę. Bo Babcia jest tutaj, w tych czasach, samotna jeszcze bardziej niż w Chicago w latach 80.. Wszyscy jej przyjaciele już dawno odeszli, ukochane siostry też. Myślę sobie: to jak samotne stanie pośrodku ogromnej pustej sceny otulonej czernią, z jednym, jedynym reflektorem wycelowanym w plecy i obserwowanie swojego kurczącego się cienia. Gdzieś w tle słychać echo głosów, ale coraz cichsze. Sylwetki ludzi rozpływają się w czerni, czerń zwielokrotnia szloch. Tak wygląda koniec, przeciąga się w nieskończoność jak czarny kot; trochę tortura, trochę nałóg życia. Bardzo trudno puścić, ale stopy stają się coraz lżejsze i w pewnym momencie wzlatujesz, a w twoich snach są już tylko zmarli. Następnej nocy śnisz się sobie.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pociąg

Antoś

Jak działa pamięć